zwiedzanie Liverpoolu zaczęło się od lotniska, gdzie każdy drobiazg stara się w jakiś sposób nawiązywać do pewnego Znanego Zespołu - w tym, najłatwiej zauważalna ze wszystkiego, żółta łódź podwodna przed wejściem (zdjęć niestety brak, kiepskie oświetlenie nie pozwoliło na zrobienie sensownego zdjęcia komórką). potem coraz lepiej - zwiedzanie okolicznych pubów (obowiązkowo z muzyką Znanego Zespołu albo przynajmniej czymś klimatycznie podobnym w tle), integracja z autochtonami, walka z liverpoolskim (za cholerę niezrozumiałym) akcentem, wielogodzinne łażenie po mieście i rzeczy, których publicznie się nie opisuje (bo doświadczenia potwierdziły, że Liverpool faktycznie jest brytyjską stolicą kultury pijackiej). a w międzyczasie zdjęcia, dużo zdjęć.
miejska twórczość naścienna (namurna?), w tym graffiti ze Znanym Zespołem i mackami.
Barbara w lateksowych spodniach i Prawdziwa Brytyjska Skrzynka Pocztowa (nie było okazji do zrobienia sobie zdjęcia w budce telefonicznej, więc musiałyśmy się zadowolić tym).
disneyowskie lwy pożerające disneyowską księżniczkę w firmowym sklepie Disneya. nie lubię Disneya, ale sklep z zabawkami to jednak sklep z zabawkami - nawet jeśli nie mają tam żadnych ośmiornic (bo nie mieli).
jedna z atrakcji jednego z wieczorów, czyli puszczanie chińskich latarni (ta akurat z gejowskim jednorożcem mojego autorstwa)
bonusowo jeszcze mój nowy, liverpoolski avatar z liverpoolską szopoczapką, zrobiony w liverpoolskim McDonaldzie, w czasie rozpaczliwej próby dostania się do internetu:
Ania, Ania a byłyście w muzeum naturalnym? fajne eksponaty tam są/były :D:D
OdpowiedzUsuńw tym z robakami? ja chciałam, ale nie było czasu/chętnych do pójścia ze mną. :(
OdpowiedzUsuńOjezu, ojezu, to trochę straszne natknąć się na to znów,teraz. Bo znów zachciałam wrócić, kiedy dopiero co udało mi się wytłumaczyć sobie, że przecież tu i teraz też jest fajnie.
OdpowiedzUsuńCiebie też tak nosi? ja zaczęłam knuć, już nawet rozmawiałam o tym z Sandą.
OdpowiedzUsuńAch, nawet nie to, co nosi, co po prostu jest duży przeskok. Tam było tak mega beztrosko, wszystko było fajne, ludzie byli mili, liczyło się to, czy mamy jeszcze fajki i "ej, gdzie kolejne piwo?", a tutaj nagle kolokwia, egzaminy, szara codzienność. Jeszcze się nie mogę przyzwyczaić. Chociaż wiadomo, że szara codzienność mogłaby nas dopaść i tam, ale wiadomo, że GRASS IS ALWAYS GREENER....
OdpowiedzUsuńmiędzy innymi była tam wypchana zebra i planetarium :D obok ładnego parku w centrum. a byłyście w china town? (właściwie town to za dużo powiedziane). a w ogóle jak znalazłyście sobie schronienie? przez coucha?
OdpowiedzUsuńw China Town byłyśmy - ale tak generalnie to Liverpool oglądałyśmy trochę w biegu, nie było za bardzo okazji, żeby sobie spokojnie pozwiedzać. a nocleg tak, przez coucha, jak widać na zdjęciach. ;) i świetnie trafiłyśmy z ludźmi.
OdpowiedzUsuń