sytuacja pierwsza.
przechodzę przez plac przy metrze Centrum, podchodzi do mnie chłopak, na oko z grubsza w moim wieku.
on: cześć, słuchaj, mam do Ciebie pytanie.
ja: no?
on: lubisz ptaszki?
ja: (chwila konsternacji)
on: no wiesz, ptaszki, ćwir ćwir! (zaczna wymachiwać łapami)
ja: (skonsternowana wcale nie mniej niż przed chwilą, uśmiecham się jak kretynka)
on: (wyciąga zza pleców wymiętą czapkę) jeśli lubisz to nakarm sępa!
w sumie szkoda, że miałam wtedy przy duszy w gotówce tylko 3 (słownie: trzy) złote niezbędnie mi potrzebne na coś do jedzenia, bo tym, którzy starają się być oryginalni w zbieraniu na wino (?) należy się w końcu jakaś nagroda.
*
sytuacja druga.
jadę praktycznie pustym autobusem, kilka miejsc dalej siedzi tylko dwoje ludzi z dzieckiem. chłopiec ma coś koło dziesięciu-dwunastu lat i jest bardzo zajęty grą na PSP. rodzice zaglądają mu przez ramię.
matka: no nie tak to musisz zrobić! tam idź, tam idź, no mówię ci! no dobrze, dobrze! wskocz tam teraz. no... no nie tak, nie tak, co robisz?!
ojciec: daj, ja ci pokażę jak to trzeba. no synu daj, bo zepsujesz i będziesz musiał od początku! synu! no, tam! dobrze! i teraz uważaj, uważaj, uważ... SYNU, CIPA JESTEŚ!