obiecałam liverpoolskie przynudzanie i liverpoolskie przynudzanie będzie - w sumie bardziej dla spełnienia mojego kronikarskiego (brzmi poważniej niż 'blogerskiego,' nie?) obowiązku niż dla potencjalnych czytelników, chociaż nie powiem, potencjalni czytelnicy też są mile widziani.
na początek początek. dosłownie. w drugi dzień świąt łatwo zapomnieć o świętach, kiedy wstaje się o piątej rano, w biegu dopakowuje plecak i jedzie na Centralny (swoją drogą, czy ktoś z czytających to warszawiaków nie miał jeszcze przyjemności z odnowionym kiblem na Centralnym? polecam, wrażenie równie niepowtarzalne jak przed remontem, z tym, że ze skrajnie innego powodu, teraz to chyba Najbardziej Luksusowy Kibel Świata), żeby przed południem być w Krakowie, bo ma się stamtąd lot do Liverpoolu. obiad w krakowskim McDonaldzie, w towarzystwie Krwiożerczego Gołębia, który czaił się na Agatę, był chyba drugim najbardziej świątecznym wydarzeniem tego dnia (o pierwszym za moment).
tak czy inaczej nie było źle, a w każdym razie naprawiłam błąd z zeszłego roku, czyli sfotografowałam w końcu żółtą łódź podwodną, która stoi koło lotniska Johna Lennona w Liverpoolu.
to co prawda już nie żółta łódź podwodna, ale też stoi koło lotniska i jest fotografowalne, więc czemu nie uwiecznić i tego.
plakat z przystanku w centrum miasta, czyli szczyt ironii i jednocześnie najbardziej świąteczny akcent dnia: tak, TRZEBA być geniuszem żeby dotrzeć do Port Sunlight (a tam właśnie mieliśmy dotrzeć, bo w Port Sunlight mieszkają Jan i Paul, czyli nasi couchsurfingowi hości i znajomi z zeszłego roku) - przynajmniej w Boxing Day, kiedy to z okazji świąt Liverpool radośnie pokazuje swoim mieszkańcom i turystom środkowy palec, wyłączając w ramach prezentu świątecznego pociągi. szczęśliwie kilka telefonów i pomocny staruszek w centrum rozwiązali sprawę, a potem było już tylko lepiej (chociaż ci, którzy przez trzy czwarte wyjazdu chodzili zasmarkani mogą mieć inne zdanie), ale to 'potem' to temat na kilka kolejnych postów, które pewnie ukażą się wtedy, kiedy znów będę się uczyć historii na egzamin (tak jak właśnie w tym momencie).
p.s. tak w ogóle to znowu zdechł mi drugi laptop, a mam na nim komiks i chyba kilka kwiatków, które chciałam tu wrzucić. jakoś, kiedyś, jak sam się naprawi...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz