kolejną rzeczą, która zaskoczyła nas w Liverpoolu były KROWY. albo OWCE. albo LISY, ewentualnie ŁASICE, względnie PSY - wszystko zależało od odległości i perspektywy z jakiej się na nie patrzyło. grunt, że były praktycznie wszędzie i budziły bardzo mieszane wrażenia estetyczne. w końcu okazało się, że stworzenia nazywają się Superlambananas i są połączeniem owcy z bananem - czyli swoimi wcześniejszymi skojarzeniami trafiałam raczej kulą w płot.
Superlambananas stały się symbolem (?!) Liverpoolu jakoś kilka lat temu, kiedy to pewien miejski artysta postawił jedną taką (za to gigantyczną) gdzieś w centrum. Liverpool z jakiegoś powodu ją pokochał i szybko się rozmnożyła, a jej potomstwo stoi teraz w najróżniejszych miejscach miasta, każda sztuka ozdobiona w inny sposób - coś jak berlińskie niedźwiedzie czy warszawskie krowy (pamięta ktoś jeszcze te krowy? za czasów liceum sporo się z nimi fotografowałam, może kiedyś znajdę te zdjęcia i wrzucę). moje wrażenia estetyczne nadal pozostają mieszane, ale inicjatywa w sumie jest dość sympatyczna - choć nie aż tak sympatyczna jak tabliczki informacyjne zabraniające ujeżdżania Superowcobananów, umieszczane w ich pobliżu.
Mandy z muzeum Liverpoolu (o tym muzeum też jeszcze kiedyś będzie)
ostatni Superowcobanan jakiego w spotkaliśmy, własność Merseyrail.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz