wtorek, 31 lipca 2012

ursynowskie spacerowanie

kilka obrazków z moich okolic.

wczesnowieczorny widok z Kopy Cwila

na bloku koło Kopy

zakład fryzjerski dla cyklopów (?) koło metra Stokłosy

nowy mural na wywietrzniku stacji metra Kabaty

absolutnie genialna witryna salonu optycznego na Kabatach.

poniedziałek, 30 lipca 2012

krótka historia o rowerze

historia w miarę autentyczna. początki były trudne, ale rower już od dłuższego czasu jest złożony i intensywnie wykorzystywany. i ma dzwonek. dzwonek nie był dołączony do roweru i trzeba go było kupić osobno, a do zakupu konkretnego dzwonka przekonało mnie opakowanie. bo:

...but i borrowed it.

a skoro już w temacie rowerów, to na taki się natknęłam koło mojej pracy:

niedziela, 29 lipca 2012

jednorożec

'konik boczył się i odchodził, wciąż zachowując dystans. w ogóle nie chciał zachować się w sposób klasyczny, opisany w uczonych księgach - najwyraźniej nie miał najmniejszego zamiaru składać głowy na jej podołku. Ciri była pełna wątpliwości. nie wykluczała, że księgi łgały w kwestii jednorożców i dziewic, ale była też inna możliwość. jednorożec był w oczywisty sposób jednorożcem źrebakiem , jako zwierzątko młode mógł guzik się znać na dziewicach.'
A. Sapkowski, 'Czas pogardy'

powrotów do wiedźmina ciąg dalszy.

swoją drogą to kiedyś cytowałam tu fragment innej książki, też o jednorożcach, dziewicach i podważaniu prawdziwości przesądów.

poniedziałek, 23 lipca 2012

wydziałowe

trochę po fakcie, bo wakacje od uczelni mam już dobrze ponad miesiąc, ale tak czy inaczej - wydziałowe cuda:

na drzwiach kibla, który był zepsuty przynajmniej od października (chociaż samą kartkę wywiesili stosunkowo niedawno)

niedziela, 22 lipca 2012

o językach

'-nie kończ pytania w ten sposób, to niegrzeczna forma. pytanie tworzy się intonacją.
- ale dzieci z Wysp...
- nie uczysz się żargonu ze Skellige, lecz klasycznej Starszej Mowy.
- a po co ja się właściwie tej Mowy uczę, co?
- po to, by ją poznać. tego, czego się nie zna, wypada się uczyć. ten, kto nie zna języków, jest kaleką.
- wszyscy i tak mówią tylko wspólnym!
- fakt. ale niektórzy nie tylko. zaręczam ci, Ciri, że lepiej zaliczać się do niektórych niż do wszystkich.'

A. Sapkowski, 'Krew elfów'

okres fascynacji Sapkowskim przeżywałam w gimnazjum, ale potem wzięłam się za Trylogię husycką i fascynacja minęła. po graniu w drugiego Wiedźmina jakoś tak mnie naszło na odświeżenie sobie sagi, ale po cichu myślałam sobie, że raczej mnie rozczaruje niż znowu wciągnie. wciągnęła. jestem naprawdę mile zaskoczona i chyba stanie na tym, że zamiast czytać tylko 'Krew elfów' przeczytam całość, może nawet z opowiadaniami włącznie.

p.s. jeszcze jeden fragment, w ramach komentarza do cycków Triss w pierwszej części gry (w drugiej się zreflektowali). Triss opowiada o bitwie pod Sodden:

'wyleczono nas, połatano, przywrócono dawny wygląd, oddano włosy i wzrok. prawie nie widać... śladów. ale ja już nigdy nie założę wydekoltowanej sukni, Geralt. nigdy.'
A. Sapkowski, 'Krew elfów'

sobota, 21 lipca 2012

szmateksowe

w moim szmateksie pojawiła się ostatnio wizażystka. wizażystka ma na oko koło osiemdziesiątki, chodzi z balkonikiem, wpycha się obcym ludziom do przymierzalni (najchętniej w momencie, kiedy są najmniej ubrani) i udziela im fachowych porad. upodobała sobie na przykład dwie panie (obie tak plus-minus może z dziesięć lat od niej młodsze) i znosiła im najbardziej wydekoltowane ubrania, jakie udało jej się znaleźć - bo 'jak jest się takim młodym jak wy to trzeba trochę ciała pokazać.' mi coś nie chciała doradzać, sama nie wiem jakie wnioski powinnam z tego faktu wyciągnąć. w każdym razie zrobiłam (wtedy i nie tylko wtedy) trochę ciekawych szmateksowych zakupów (ubraniowych też, ale opowiadanie o ubraniach jest nudne).

serialowe kubki

płaszczki - po prawej nowa, po lewej nabyta dawno temu

nowa płaszczka ujęła mnie detalami.

całe towarzystwo, które zamieszkuje teraz w mojej pościeli (z czego nowa jest tylko płaszczka, ale pięknie się komponuje z całą resztą)

pluszowe kameleony pozują na moim koszyku od roweru (stwierdziłam, że jak już kupuję to niehumanitarnie będzie kupić tylko jednego).

macki

macki może nie są szczególnie urodziwe (i mają zeza), ale za to pochodzą z londyńskiego Akwarium, które rok temu odwiedziłam (wtedy takich macek tam nie mieli - mieli inne, które oczywiście też kupiłam).

pluszowy Dalek - zdaje mi się, że oryginalnie był pokrowcem na termofor, ale u mnie służy po prostu jako ozdoba bocznej ścianki regału.

na koniec kilka książek i płyta. swoją drogą to w jednej ze szmateksowych książek, które ostatnio kupiłam (nie ma jej na zdjęciu, to bodajże jakaś Bronte), znalazłam to:

zdaje mi się, że (przynajmniej do momentu upowszechnienia podróży w czasie) ze zwrotem mogą być problemy.

teraz skończyło się bieganie po szmateksach, jakoś ciężko mi wygospodarować czas w godzinach, w których są otwarte. niby dobrze, bo stopień zagracenia mojego mieszkania nie rośnie w takim zatrważającym tempie - ale tak naprawdę to źle, bo ja bardzo lubię zagracać moje mieszkanie.

środa, 18 lipca 2012

praca

chwilowo prawie nie uczę (bo wakacje), ale za to zajmuję się czymś innym i być może w ogóle odejdę od uczenia (chociaż żal mi będzie cholernie). w każdym razie było troche fajnych/ciekawych/zabawnych rzeczy zanim skończył się ten rok szkolny, a ja ich jeszcze tu nie pokazywałam i właśnie mam zamiar to zrobić.

typowy kurs do CAE

kreatywność Poważnych Biznesmenów (i Bizneswomen, jakkolwiek to słowo odmienić)

kolejny fajny tekst wygrzebany w podręczniku (tu akurat Language Leader intermediate)

długo się zastanawiałam czy to tu wrzucić, ale w końcu zdecydowałam, że wrzucę i tylko oczywiście ocenzuruję (bardzo profesjonalnie, jak widać) imię i nazwisko. test końcowy Straży Miejskiej i wypracowanie autorstwa Człowieka Bez Absolutnie Żadnego Poczucie Humoru.

propos Straży Miejskiej to dość długo i bezowocnie katowałam z nimi present simple i present continuous, przy okazji przyszło mi do głowy coś takiego (JEST różnica):

poniedziałek, 16 lipca 2012

hobby dla starych ludzi

robótki ręczne są fajne, ale nie ma chyba nic tak niekreatywnego, nudnego i bezmyślnego jak haft krzyżykowy. niemniej fajnie jest czasem porobić coś niekreatywnego, nudnego i bezmyślnego, szczególnie, jak jest się zmęczonym i zestresowanym, a tym bardziej jak jest się mną - bo dla mnie skupienie się na filmie albo serialu jest praktycznie niemożliwe, jeżeli jednocześnie nie robię czegoś z rękami (i to coś musi być w miarę możliwości niekreatywne, nudne i bezmyślne, żeby mimo wszystko nie przeszkadzało w oglądaniu).

jakiś czas temu pokazywałam Daleka, za którego się wzięłam. teraz jest już skończony i za cholerę nie wiem co z nim zrobić, więc póki co wala się na dnie szuflady - ale w końcu przecież nie chodzi o to żeby zrobić, tylko o to, żeby robić. w każdy razie wygląda to tak:

teraz zaczęłam haftować coś nowego, ale na razie nie będę zdradzać co to jest (chociaż może już można się domyśleć). w każdym razie obrazek jest gigantyczny i szacuję, że skończę go za jakieś sto lat (o ile wcześniej oczywiście nie rzucę tego w cholerę), ale, jak już napisałam wcześniej, nie chodzi o to żeby zrobić, ale o to, żeby robić.

a z trochę mniej głupich rzeczy to kupiłam sobie ostatnio plastelinę i stwierdziłam, że chciałabym się nauczyć robić animacje poklatkowe. coś tam już nawet wrzuciłam na fejsbuka, ale tu na razie nie będę - pochwalę się efektami dopiero wtedy, kiedy zrobię coś trochę bardziej skomplikowanego i odrobinę dłuższego niż dwie sekundy (bo tyle trwa moja pierwsza animacja) - czyli też najpewniej za jakieś sto lat, bo wakacje już się dla mnie skończyły i znowu Nie Mam Czasu (chyba, że na rzeczy bezmyślne, nudne i niekreatywne, bo jakoś się trzeba relaksować po pracy).

niedziela, 15 lipca 2012

powrót do dzieciństwa (i życie seksualne skrzatów)

znalazłam ostatnio w szafie książkę, którą dostałam na jakieś Boże Narodzenie ze dwadzieścia albo i więcej lat temu. pamiętam, że kiedyś była to jedna z moich ulubionych książek, chociaż nawet nie jestem w stanie powiedzieć, czy przeczytałam ją jako dziecko od deski do deski - jest jednak przepięknie wydana, ma absolutnie cudowne ilustracje i nietypową formę, bo jest czymś w rodzaju fikcyjnego opracowania naukowego o życiu i kulturze skrzatów - więc niezależnie od tego, ile z niej przeczytałam (czy raczej ile zostało mi przeczytane), była magiczna. teraz postanowiłam do niej wrócić i sprawdzić co z tej magii zostało. ilustracje nadal tak samo piękne, forma tak samo ciekawa, treść odrobinę zbyt moralizatorska i miejscami mocno nadęta ('zakłóciliście równowagę, która istniała w przyrodzie...'), ale za to dużo fajnych faktów o roślinach i rzemiośle, zapewne zresztą pokrywających się z rzeczywistością (i napisanych całkiem 'dorosłym' językiem, bez zakładania, że czytelnik jest małym kretynem). przy okazji odkryłam kilka detali, których jako dziecko odkryć nie mogłam, a w każdym razie nie przywiązywałam do nich wtedy zupełnie wagi - bo z książki można dowiedzieć się też o potencji skrzatów, ich nocy poślubnej, pitych trunkach i... cyckach.

'skrzatka ubiera się od stóp do głów w kolory zgniłozielone. (...) chociaż ma duży biust, dzięki zmniejszonemu przyciąganiu ziemskiemu przez całe życie nie musi nosić stanika'
W. Huygen, 'Skrzaty'

obok opisu obowiązkowo ilustracja (piękna jak wszystkie inne ilustracje w książce) przedstawiająca cycatą skrzatkę bez stanika.

nie wiem na ile cycki i informacje o działaniu układu moczowego są nieodzownym elementem dobrych książek dla dzieci, ale wiem na pewno, że autorzy takich książek powinni poważnie traktować swoich czytelników i w wypadku 'Skrzatów' tak właśnie jest, co chyba zresztą przeważa o tym, że książka jest magiczna (bo tak, okazuje się, ze przez te dwadzieścia lat dużo się nie zmieniło). szkoda tylko, że polska wersja to tłumaczenie z francuskiego tłumaczenia, a nie z holenderskiego oryginału, bo pewnie coś tam się pogubiło i poprzeinaczało po drodze - chociaż czyta się w większej części i tak bardzo przyjemnie.

piątek, 13 lipca 2012

na Grochowie i gdzie indziej

jakiś czas temu miałam rozmowę o pracę na Grochowie. tak powitał mnie Grochów zaraz po wyjściu z autobusu:

poza tym trafiło się trochę ciekawych rzeczy na grochowskich i gocławskich murach:

Gocław, przedobrzenie w tłumaczeniu (angielskim):

trochę streetartu z innych okolic:

mural na Pradze, któremu od zawsze chciałam zrobić zdjęcie

z Powiśla

z Woli (macki?).

poniedziałek, 9 lipca 2012

cudze, swoje

'little Indian, Sioux or Crow,
little frosty Eskimo,
little Turk or Japanee,
o! don't you wish that you were me?

you have seen the scarlet trees
and the lions over seas;
you have eaten ostrich eggs,
and turned the turtles off their legs.
such a life is very fine,

but it's not so nice as mine,
you must often, as you trod,
have wearied
not to be abroad.

you have curious things to eat,
i am fed on proper meat;
you must dwell beyond the foam,
but i am safe and live at home.

little Indian, Sioux or Crow,
little frosty Eskimo,
little Turk or Japanee,
o! don't you wish that you were me?'

R.L. Stevenson, 'Foreign Children'

niedziela, 8 lipca 2012

Dzień Hutnika

'do prywatnej integracji załogi nadają się szczególnie dwa dni. Dzień Hutnika i sylwester. dyrektor zaprasza wtedy do świetlicy kierowników i przodujących pracowników, a po życzeniach i lampce wina można się rozbić na mniejsze grupy, po pięć, dziesięć osób, i wyruszyć na miasto na obrady w sekcjach.
jest to przyjęte, a nawet dobrze widziane, i czynnik polityczny sam zachęca kierowników: "Józek - mówi - a poszedłbyś z nimi gdzie, tak dobrze przez cały rok pracowali..."
idzie się więc do "Dzikiej Kaczki" czy gdziekolwiek, ale trzeba od razu powiedzieć, że taka impreza wymaga od szefa pewnego taktu i przestrzegania żelaznych zasad, których jest cztery.

pierwsza zasada: szef powinien płacić za wszystkich, a już w każdym razie za samego siebie (dochodzi tu jeszcze jedna zasada, pomocnicza: trzeba płacić demonstracyjnie, by wszyscy widzieli i by nie mógł potem powiedzieć nikt, że się pije za cudze pieniądze).

druga zasada: szef nie ma prawa się upić.

trzecia zasada: szef musi później porozwozić wszystkich podwładnych do domu.

czwarta zasada: przyjechawszy już z takim podwładnym do domu ma obowiązek zadzwonić do drzwi i wytłumaczyć żonie, z jakiej okazji się piło. kiedy żona zobaczy, że to jest sam szef - nie będzie robiła na drugi dzień żadnych wymówek.'
H. Krall, 'Tematy do reportażu'

sobota, 7 lipca 2012

Drawception

już od dłuższego czasu mam wolne od uczelni, ale w czerwcu, znowu będąc studentką, po raz kolejny miałam do czynienia z SESJĄ. zgodnie z tradycją, w czasie SESJI student musi sobie znaleźć jakieś zajęcie, które będzie go skutecznie odciągało od szeroko pojętej nauki. dla mnie takim zajęciem było tym razem Drawception, strona polecana zresztą przez Felicię Day na jej Flogu (ale ja Floga nie oglądam regularnie, więc o rzeczy dowiedziałam się przypadkiem, szukając na Googlach czegoś Bardzo Ważnego). Drawception to coś w rodzaju obrazkowej gry w skojarzenia: pierwsza osoba podaje hasło, kolejna je ilustruje, następna ma za zadanie, widząc tylko obrazek poprzedniej, nadać mu tytuł... i tak dalej, i tak dalej - do jedenastu albo do piętnastu.

z moich własnych bazgrołów:

'old man pays the stripper he loves'

'Satanic reindeer plays the keyboard'

'candy from strangers'

'baby food (literally)'

'gay Mario in Nintendo advert'

'zombies do the YMCA'

'Luke Skywalker uses lightsaber on pinata'

'Guinness spreading a zombie virus! run!'

'pigeon shoots blond goth in the heart'

'Wolverine gets chocolate stuck on claw'

'dino extinction was due to dinotree love'

więcej.

czwartek, 5 lipca 2012

'Córka kapitana'

'Sawieljicz spotkał nas na ganku. aż jęknął na mój widok, dostrzegając niewątpliwe oznaki mojej pilności w przyzwyczajaniu się do służby. "a cóż to, paniczu, z tobą się stało? - spytał żałośnie - a gdzież to tak ululałeś się? na Boga! toć nikt w rodzinie tak nie!..."
"milcz, stary durniu! - powiedziałem doń, plącząc słowa - to tyś pewnikiem pijany, idź spać... i mnie rozbierz."

A. Puszkin, 'Córka kapitana'

poniedziałek, 2 lipca 2012

Panowie i Panie

zaczął się sezon plenerowo-ogniskowy, więc chodzi się na imprezy do lasu. najlepiej jak imprezy są przebierane, bo wtedy można wyjść z domu w stroju niestandardowym i robić na ulicy wstyd sobie, i, co ważniejsze, towarzyszącym znajomym. ostatnio z okazji jednej z takich imprez zamieniliśmy się w lesie płciami.

zaczęło się oczywiście od fejsbukowego eventu. jako, że las jest Ciemny, Straszny i Odległy, trzeba było stworzyć mapkę dla odwiedzających go po raz pierwszy. Agata B., będąca Organizatorką i Jubilatką (bo impreza była urodzinowa) podjęła się zadania, jednak nie spełniła go w zadowalającym stopniu, gdyż mapka Jej autorstwa okazała się zbyt mało szczegółowa i nie uwzględniała pewnych szalenie istotnych elementów topografii. całe szczęście, że pod ręką byłam ja i skorygowałam rażące uchybienia:

mapkę umieszczam tu kierując się Miłością Bliźniego - ogniska w Lasku Młocińskim są wśród warszawiaków dość popularną rozrywką, a pewnie wielu z nich nie zdaje sobie sprawy z niebezpieczeństw, jakie tam czyhają (w tym miejscu pozdrawiam wszystkich, którzy trafili tutaj wpisując w Googlach coś w stylu 'jak dotrzeć na ognisko na Młocinach?').

jak już wspomniałam, ognisko było urodzinowe, więc wypadało przynieść jakiś prezent. Jubilatka podobno lubi kaktusy, więc kaktus został nabyty, ale należało go jeszcze ubrać tak, żeby wpasował się w temat imprezy. w tym miejscu przedstawiam Zbigniewa:

charakteryzacja Zbigniewa (również tworzona w lesie, z tym, że już w innym lesie. dzień był ładny i udało się połączyć przyjemne z innym przyjemnym pożytecznym).

Gorsi Bracia Zbigniewa, czyli produkty uboczne jego narodzin

a tu już w drodze na imprezę - jedziemy ze Zbigniewem metrem.

dojazdów ciąg dalszy (bo Młociny to taki koniec świata, że trzeba się wlec metrem, trzema autobusami, promem i dorożką) - ze Zbigniewem i Tadeuszem przystrojonym w moje urodzinowe boa (którego zresztą nie oddał mi do tej pory - podejrzewam, że po prostu tak bardzo Mu się spodobało, że teraz zakłada je codziennie do pracy).

już na miejscu - obdarowana, obdarowujące i Zbigniew.

Jubilat(ka) z mężczyzną/kobietą

ja w pełnej krasie

dupy

więcej dup.

p.s. a potem było inne ognisko, w innym lesie, i też narysowałam mapę. gdyby ktoś, kto kiedyś będzie czytał tego bloga chciał się akurat dowiedzieć, jak dotrzeć na ognisko w Lesie Kabackim, służę pomocą:

chyba rzucę pracę nauczyciela i zostanę kartografem, bo tak mi świetnie idzie z tymi mapami.

statystyka