poniedziałek, 30 maja 2011

tanie wino i martwy bażant

to w kwestii weekendu majowego, bo jakoś kilka dni temu dostałam z niego zdjęcia i pomyślałam, że tradycyjnie można by coś wrzucić. tytuł ujmuje sprawę chyba dość trafnie i, o ile pierwsza jego część raczej nie wymaga zbyt wielu wyjaśnień, o tyle druga może już nie być dla niewtajemniczonych tak oczywista - spieszę z wyjaśnieniem (najpewniej na własną zgubę).

w Cisnej w Bieszczadach, gdzie się wybraliśmy, przyszło nam dzielić domek z martwym bażantem. jeżeli chodzi o mój stosunek do robaków, pajęczaków, gryzoni i wszystkich zwierząt powszechnie uważanych za obrzydliwe, to jestem pod tym względem pięcioletnim chłopcem i zawsze muszę dotknąć, podnieść z ziemi, najchętniej wrzucić komuś za bieliznę. nie mam irracjonalnych lęków przed żadnymi zwierzętami - dopóki są ŻYWE. martwy bażant żywy nie był, co stało się powodem licznych traum, gróźb i oczywiście używania sobie ile wlezie na mojej osobie, bo przecież zazwyczaj ludzie mają bardziej społecznie akceptowalne fobie, jak lęk wysokości czy mizantropia (a nie, wróć, mizantropia to nie fobia chyba. tak czy inaczej to mnie też czasem dopada, w sumie nieźle się komponuje z tymi martwymi zwierzętami: 'boję się/nienawidzę martwych zwierząt i żywych ludzi'). a, pierwszym krokiem do oswojenia (?) mojego strachu miało być nazwanie bażanta znajomym imieniem, padło na Tadeusza. Tadeusz się w każdym razie ucieszył (i wyznał, że całkiem przypadkiem ma w domu identycznego martwego bażanta, pokaże mi, jak pójdziemy kiedyś na piwo).

e, schodzę z tematu - miało być o weekendzie majowym, nie o moich fobiach. mniejsza, z weekendu w każdym razie są zdjęcia.

oto, co znajduje się nad drzwiami kościoła w Sanoku (gdzie zmarznięci wysiedliśmy z autobusu o nieludzko porannej godzinie i odwiedzenie kościoła celem ogrzania się zdawało nam się być niezłym pomysłem). jeżeli złośliwość boga może być dowodem na jego istnienie, to właśnie mamy tu dowód ostateczny.

Tadeusz, który śni mi się do tej pory

tanie regionalne wino Bieszczady

kibel w knajpie, w której sprzedawali gazowane wino o smaku kiślu z torebki (zdjęcie z dedykacją dla ludzi z Wołomina)

twórczość (cudza) z tegoż kibla

znalezisko ze sklepu wielobranżowego bodajże w Wetlinie - fotograficzna odpowiedź na pytanie o to jak rozpoznać, że znajdujemy się już poza znaną nam cywilizacją (albo że po prostu przenieśliśmy się w czasie).

na peronie krakowskiego dworca (bo o Kraków też zahaczyliśmy, co prawda tylko na moment, ale zawsze).

(jeszcze propos martwych zwierząt - zła passa trwa, nawet już pomijając tego bażanta. ostatnio zamiast martwych nietoperzy, o których była już mowa, znalazłam dokładnie w tym samym miejscu głowę jakiegoś ptaka z wystającym kawałkiem kręgosłupa. następnego dnia już gdzie indziej, ale nadal na mojej trasie do pracy, leżał zdechły pies. następny pewnie będzie koń albo krowa, potem to już tylko człowiek.)

(swoją drogą to mam ostatnio jakieś nieprzyjemne wrażenie, że straciłam umiejętność jasnego wysławiania się w piśmie - względnie stałam się bardziej uświadomiona stylistycznie i po prostu doszłam do wniosku, że wcale nie piszę tak fajnie jak mi się do tej pory zdawało.)

sobota, 21 maja 2011

lyteratóra

'między tobą a mną -
słowa
jak cement,
co spaja i rozdziela
kawałeczki nas samych.

wypowiedzieć je,
rzucić je cieniem na papier
to akt wiążący obopólne pasje,
to wiedza, że tam, w środku,
pod skórą, ty i ja, i my jesteśmy tacy sami;
wypowiedzieć je to wznieść katedry
strzelające ku nieskończoności ostrymi wieżycami.

bowiem jutro jest już dzisiaj
i jeżeli to nie kropla
wieczności
lśni na stalówce,
to inkaust naszych głosów
ogarnie nas jak mrok nieskończony
i tylko spoiwo określi granice naszych komórek...

- co to znaczy?! - pyta Książę Józiek Czerwony.
wraz z dwudziestoma rycerzami wyprawił się na granicę, by dać nauczkę Ligli Mądremu z Liglamenti.
we mgle oddział pochyla się nad głazem, na którym wyryto słowa.
- słyszałem o tym, Panie - stwierdza Kapitan. - to sprawa tego poety, niejakiego Vramina. Vramin rozpowszechnia swoje wiersze w ten sposób: rzuca je na najbliższy świat i gdziekolwiek spadną, wgryzają się w najtwardszy materiał, na jaki się natkną. on się chwali, że publikował już przypowieści, kazania i poematy na kamieniach, liściach i na strumieniach.
- ach tak... a co znaczy ten tutaj? mam go wziąć za jakiś dobry znak, czy co?
- nic nie znaczy, Panie, gdyż szyscy wiedzą, że Vramin jest szalony jak parzące się golindi.
- ach tak... cóż, zatem naszczajmy na to i ruszajmy do walki.
- tak jest, Panie.'

R. Zelazny, 'Stwory światła i ciemności'

jeżeli reszta książek Zelaznego (czego już raczej nie sprawdzę) jest napisana w ten sam sposób, to końcówka tego fragmentu trafnie podsumowuje jego twórczość.

jeszcze więcej takich rzeczy ostatnio czytałam, ale to już nawet nie zacytuję, bo wstyd.

środa, 18 maja 2011

krytyka

'"is that the end of the story?" asked the Water-rat.
"certainly not," answered the Linnet, "that is the beginning."
"then you are quite behind the age," said the Water-rat. "every good storyteller nowadays starts with the end, and then goes on to the beginning, and concludes with the middle. that is the new method. i heard all about it the other day from a critic who was walking round the pond with a young man. he spoke of the matter at great length, and i am sure he must have been right, for he had blue spectacles and a bald head, and whenever the young man made any remark, he always answered >>pooh!<<"'

O. Wilde, 'The Devoted Friend'

niedziela, 15 maja 2011

siła słowa

'- (...) jasne jest, że świat ma się ku końcowi: czy nie mógłbyś, nim ten piękny dzień nastąpi, wziąć nas w obronę przeciw Wielkiemu Lamie?
- jak to? - rzekł Babuk - przeciw najwyższemu kapłanowi-królowi, który rezyduje w Tybecie?
- tak - odparł półmag z zaciętym uśmieszkiem - przeciw niemu.
- wydajcie mu tedy wojnę; macież choć wojsko?
- nie - odparł - ale napisaliśmy przeciw niemu kilka tysięcy grubych ksiąg, których nikt nie czyta, i tyleż broszurek, które dajemy do czytania kobietom.'

Wolter, 'Tak toczy się światek'

tak tylko, bardziej dla siebie, żeby coś zostało z mojego czytania. w ogóle do odwołania zostałam bez drugiego komputera, na którym miałam masę głupot do wrzucenia tutaj. kiedyś jakoś się to ogarnie.

środa, 4 maja 2011

akronimy

'i think we're all beginning to lose sight of the real issue here, which is what we are going to call ourselves. and i think it comes down to a choice between the League Against Salivating Monsters or my own personal preference, which is the Committee for the Liberation and Integration of Terrifying Organisms and their Rehabilitation Into Society. uh, one drawback with that: the abbreviation spells Clitoris.'
R. Grant, D. Naylor, 'Red Dwarf: Primordial Soup'

coś jak CIPA, o której już tu kiedyś wspominałam.

statystyka