motywacje do odwiedzenia londyńskiego akwarium były dokładnie dwie: pingwiny i ośmiornice (ośmiornice dla mnie, pingwiny dla Sandy). na dobry początek całkiem przypadkiem dostałam bilet z mackami (a obrazki na biletach były różne, więc to musi być przeznaczenie, tak samo jak kiedyś na Pikniku Naukowym), ale potem nie było już tak dobrze. jedyna żywa ośmiornica w akwarium jest co prawda spora, ale też dość nieśmiała i zamiast prezentować się zwiedzającym, woli siedzieć wciśnięta między kamienie i wymachiwać trzymanym w macce nocnikiem, który dostała w charakterze zabawki (naprawdę). Sandzie poszczęściło się z pingwinami znacznie bardziej, ale ja w sumie też narzekać nie mam na co, nieśmiałą ośmiornicę zrekompensowały mi inne potwory morskie.
ze ściany się dowiedziałam, że ośmiornica jest tak inteligentna jak pies.
pamiątki! byłam bliska kupienia wszystkich trzech, ale w końcu wybrałam środkową.
ta płaszczka coś słabo się odprzytulnęła. nieczuła taka.
OdpowiedzUsuń