wtorek, 11 stycznia 2011

Liverpool

zwiedzanie Liverpoolu zaczęło się od lotniska, gdzie każdy drobiazg stara się w jakiś sposób nawiązywać do pewnego Znanego Zespołu - w tym, najłatwiej zauważalna ze wszystkiego, żółta łódź podwodna przed wejściem (zdjęć niestety brak, kiepskie oświetlenie nie pozwoliło na zrobienie sensownego zdjęcia komórką). potem coraz lepiej - zwiedzanie okolicznych pubów (obowiązkowo z muzyką Znanego Zespołu albo przynajmniej czymś klimatycznie podobnym w tle), integracja z autochtonami, walka z liverpoolskim (za cholerę niezrozumiałym) akcentem, wielogodzinne łażenie po mieście i rzeczy, których publicznie się nie opisuje (bo doświadczenia potwierdziły, że Liverpool faktycznie jest brytyjską stolicą kultury pijackiej). a w międzyczasie zdjęcia, dużo zdjęć.

wspomniane odniesienia kulturowe z lotniska

miejska twórczość naścienna (namurna?), w tym graffiti ze Znanym Zespołem i mackami.

trochę ciekawych nazw (ulica Wątroby!)

Barbara w lateksowych spodniach i Prawdziwa Brytyjska Skrzynka Pocztowa (nie było okazji do zrobienia sobie zdjęcia w budce telefonicznej, więc musiałyśmy się zadowolić tym).

disneyowskie lwy pożerające disneyowską księżniczkę w firmowym sklepie Disneya. nie lubię Disneya, ale sklep z zabawkami to jednak sklep z zabawkami - nawet jeśli nie mają tam żadnych ośmiornic (bo nie mieli).

my i autochtoni - w tym nasz couchsurfingowy host, Paul.

drzwi do pokoju, w którym mieszkałyśmy

jedna z atrakcji jednego z wieczorów, czyli puszczanie chińskich latarni (ta akurat z gejowskim jednorożcem mojego autorstwa)

pająkośmiornica zrobiona przez Jan, mamę Paula, specjalnie dla mnie.

bonusowo jeszcze mój nowy, liverpoolski avatar z liverpoolską szopoczapką, zrobiony w liverpoolskim McDonaldzie, w czasie rozpaczliwej próby dostania się do internetu:

7 komentarzy:

  1. Ania, Ania a byłyście w muzeum naturalnym? fajne eksponaty tam są/były :D:D

    OdpowiedzUsuń
  2. w tym z robakami? ja chciałam, ale nie było czasu/chętnych do pójścia ze mną. :(

    OdpowiedzUsuń
  3. Ojezu, ojezu, to trochę straszne natknąć się na to znów,teraz. Bo znów zachciałam wrócić, kiedy dopiero co udało mi się wytłumaczyć sobie, że przecież tu i teraz też jest fajnie.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ciebie też tak nosi? ja zaczęłam knuć, już nawet rozmawiałam o tym z Sandą.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ach, nawet nie to, co nosi, co po prostu jest duży przeskok. Tam było tak mega beztrosko, wszystko było fajne, ludzie byli mili, liczyło się to, czy mamy jeszcze fajki i "ej, gdzie kolejne piwo?", a tutaj nagle kolokwia, egzaminy, szara codzienność. Jeszcze się nie mogę przyzwyczaić. Chociaż wiadomo, że szara codzienność mogłaby nas dopaść i tam, ale wiadomo, że GRASS IS ALWAYS GREENER....

    OdpowiedzUsuń
  6. między innymi była tam wypchana zebra i planetarium :D obok ładnego parku w centrum. a byłyście w china town? (właściwie town to za dużo powiedziane). a w ogóle jak znalazłyście sobie schronienie? przez coucha?

    OdpowiedzUsuń
  7. w China Town byłyśmy - ale tak generalnie to Liverpool oglądałyśmy trochę w biegu, nie było za bardzo okazji, żeby sobie spokojnie pozwiedzać. a nocleg tak, przez coucha, jak widać na zdjęciach. ;) i świetnie trafiłyśmy z ludźmi.

    OdpowiedzUsuń

statystyka