poniedziałek, 10 stycznia 2011

takie tam

'półtora pokoju (...), które zamieszkiwaliśmy we troje, wyłożone było parkietem i moja matka stanowczo sprzeciwiała się, by mężczyźni z jej rodziny, a szczególnie ja, chodzili po domu w skarpetkach. nalegała, byśmy zawsze nosili buty lub kapcie. strofując mnie, powoływała się na stary rosyjski przesąd. powiadała, że to zły omen i sprowadza śmierć w rodzinie.
możliwe oczywiście, że uważała to po prostu za przejaw braku manier, za zwyczajne złe wychowanie. męskie nogi śmierdzą, a działo się to w epoce przeddezodorantowej. myślę jednak, że łatwo było poślizgnąć się na froterowanej podłodze i upaść, zwłaszcza chodząc w wełnianyvh skarpetkach. a dla osoby starej i kruchej, skutki takiego upadku mogłyby być fatalne. (...)
teraz moja matka i mój ojciec nie żyją. stoję na wybrzeżu Atlantyku i bezmiar wody dzieli mnie od dwóch żyjących jeszcze ciotek i kuzynów. to prawdziwa przepaść, zdolna zmylić nawet śmierć. teraz mogę do woli chodzić po domu w skarpetkach, gdyż nie mam na tym kontynencie krewnych. jedyna śmierć, jaką zapewne mógłbym spowodować, to moja własna, ale wtedy doszłoby do pomieszania nadawcy z odbiorcą. (...) a jednak, jeśli nie chodzę w skarpetkach po podłodze z kanadyjskiego klonu, to nie na skutek wyżej wymienionej pewności ani też z instynktu samozachowawczego. nie robię tego, gdyż nie podobałoby się to mojej matce. (...)'

J. Brodski, 'W półtora pokoju'

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

statystyka