niedziela, 16 stycznia 2011

Peterborough

w Peterborough mieszkałyśmy w jednym domu z czterema Portugalczykami. każdy Portugalczyk w Peterborough ma na imię Ricardo i wygląda mniej-więcej tak:

poza oglądaniem Portugalczyków zajmowałyśmy się jeszcze integracją z lokalną Polonią i niepolonią, zwiedzaniem (ze szczególnym uwzględnieniem przystanków, rond i katedry, o której więcej za moment), długimi rozmowami, które jakimś sposobem zawsze schodziły na temat religii, słuchaniem (nie do końca dobrowolnym) kameralnych koncertów gitarowych o trzeciej w nocy i jeszcze większą ilością integracji (w prawdziwie angielskich pubach i w mieszkaniach przeróżnych ludzi).

pierwotna wersja planu na nasz pobyt, która potem została jeszcze wzbogacona o atrakcje takie jak między innymi jogging samochodowy, jazda na reniferach czy czytanie bajek na dobranoc (które, koniec końców, przekształciło się we wspomniany już kameralny koncert).

zdjęcie pod katedrą. w samej katedrze najbardziej zafascynowało mnie stoisko mające zachęcać do pomocy charytatywnej Krajom Trzeciego Świata, bo można było na nim znaleźć między innymi zapuszkowane robaki. o:

wpisałam się też oczywiście do pamiątkowej księgi w katedrze (a nawet narysowałam pamiątkowego jednorożca):

Polonia, z którą integrowałyśmy się w Peterborough, stanowi sporą część mieszkańców miasta. na tyle sporą, że mają tam nawet polską szkołę i polski sklep, z najgorszymi możliwymi polskimi produktami, jak herbata 'Saga' na przykład.

Polki (i Portugalczyk) muszą oczywiście mieć pod polskim sklepem zdjęcie.

znalazłyśmy też lokalny oddział YMCA. zabrakło nam ludzi do zdjęcia, ale jakoś dałyśmy sobie radę.

jeszcze z zajęć na ulicach Peterborough:

Barbara dzielnie supportuje raka...

...a Ricardo (tak, oni naprawdę wszyscy mają na imię Ricardo) próbuje zademonstrować Sandzie, jak wygląda płaszczka.

na koniec kilka sklepowo-restauracyjnych ciekawostek:

czy ktoś jeszcze poza mną ma jakieś chore skojarzenia khe... kinematograficzne?

sklepowy Cerber patrzył na mnie złym okiem, więc zdjęcie robiłam z ukrycia, co odbiło się na jakości - ciężko odczytać napis na brzuchu Mikołaja, który brzmi 'i love you all but please do not touch me.'

nasze zakupy w prawdziwym, brytyjskim Tesco: ośmiornice, markery, wino i dużo czekolady, w tym Magiczne gwiazdki. kto pamięta Magiczne gwiazdki? jako ciekawostkę dodam, że chociaż w Polsce nie można ich już kupić, te dla Wielkiej Brytanii są, jak głosi napis na opakowaniu, produkowane w... Sochaczewie.

4 komentarze:

  1. Aniaaaa ja pamiętam magiczne gwiazdki! zastnawiałam się, co się z nimi stało w polsce, były takie dobre i każda miała inną buźkę!

    OdpowiedzUsuń
  2. to już wiesz co się z nimi stało. :P a ja mam jeszcze jedno opakowanie. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. a w ogóle 2 girls in one cup? :D

    OdpowiedzUsuń
  4. chyba nie 'in,' ale myślę, że mówimy o tym samym. :P

    OdpowiedzUsuń

statystyka