dziękuję Kasi i Martynie.
blog o ośmiornicach, dinozaurach, zakupach z drugiej ręki, podróżach, głupotach oraz (poniekąd) o glottodydaktyce.
wtorek, 29 czerwca 2010
niedziela, 27 czerwca 2010
urodziny Joanny Wu
wino, kobiety i Guitar Hero (i origami). i masa inspirujących rozmów, które znajdą swoje odbicie w blogowej tfurczości, o ile zachce mi się w końcu uruchomić Painta. póki co - zdjęcia.
kwiaty dla Jubilatki
Piotr aka 'Spróbuj-Mi-Zabrać-Tę-Kartkę-A-Zabiję-Cię-Na-Miejscu-Moim-Laserowym-Wzrokiem' w akcie tworzenia origamiśmiornicy
origamiśmiornica: przed i po
Jaszczurka i Złogniew
jeśli mamy już czerwiec to znaczy, że najwyższy czas aby wziąć się za ubieranie choinki!
przebrałam się za starą kobietę i idę nakarmić wszystkich tym zatrutym kotem, żeby zapadli w stuletni sen, który przerwać będzie w stanie jedynie pocałunek Prawdziwego Księcia...
Prawdziwy Książę
zdjęcie bodajże nie wymagające komentarza
mistrzowie Guitar Hero i ich groupies
jak dotrzeć na przystanek?
żadna impreza nie jest udana, o ile nie kończy się sprawdzaniem czyjegoś licencjatu o ósmej rano.
sobota, 26 czerwca 2010
przedmioty żywe
przechodziłam pewną ulicą koło pewnego (brudnego) okna i zobaczyłam coś takiego:
pomyślałam, że to niehumanitarne, przynajmniej z punktu widzenia osoby, dla której doklejenie czegoś paszczopodobnego czemuś, co ma już coś na kształt rąk jest dość naturalnym odruchem. chciałam nawet zapukać w tej sprawie do biura, za którego oknem znalazłam owo to i grzecznie zwrócić uwagę na niedopatrzenie, ale było już zamknięte.
zawsze pozostają technologie cyfrowe.
p.s. byłam parę dni temu w Wedlu, chciałam kupić czekoladki na prezent dla naszej mentorki. kupiłam to:
czwartek, 24 czerwca 2010
teoria Sztóki
'klasa A. "elita." domorośli filozofowie, poronieni artyści, grafomani wszelkiej maści, zapoznani wynalazcy i tak dalej. inwalidzi pracy twórczej. mają upór tworzenia. brak im talentu i na tym polegli. nawiasem mówiąc, wujek Miszki także należy do elity, ale innego rodzaju. G.A. podobnych ludzi nazywa rezonatorami i twierdzi, że są wielką rzadkością. swojego rodzaju dziwacznym wybrykiem cywilizacji. faktycznie, skoro cywilizacja rodzi takie zjawiska jak poezja, to widać powinny powstawać indywidua przystosowane WYŁĄCZNIE do konsumowania owej poezji. nie są w stanie tworzyć dóbr materialnych czy duchowych, potrafią jedynie smakować dobra duchowe i dawać rezonans. i ów rezonans okazuje się czymś niezwykle ważnym dla artysty, najważniejszym elementem sprzężenia zwrotnego dla osoby tworzącej dobro duchowe. (dziwna rzecz - kiperzy herbaty, win, kawy czy sera są powszechnie szanowanymi profesjonalistami, a degustator takiego, powiedzmy, malarstwa - nie krytyk, nie historyk sztuki, nie okolicznościowy gawędziarz ale właśnie urodzony instyktowny degustator - uważany jest przez nas za próżniaka. zresztą nic dziwnego w tym nie ma.)'
A. Strugacki & B. Strugacki, 'Niedoskonali, czyli czterdzieści lat później'
wtorek, 22 czerwca 2010
zbieranina
Potwór zaprasza na kolejną porcję Wszystkiego.
jak mi kiedyś przyjdzie do głowy stan cywilny zmieniać...
poniedziałek, 21 czerwca 2010
niedziela, 20 czerwca 2010
życie, śmierć i piknik Flakosława
(znowu będzie o Pikniku, dziś z nieco innej perspektywy)
Flakosław (imię nadane pośmiertnie, na potrzeby tej, upamiętniającej Go, notki) narodził się w sobotę, dwunastego czerwca roku pańskiego dwa tysiące dziesięć. żywot jego zaczął się od mezaliansu silikonowej (kradzionej) rękawiczki z markerem spirytusowym (własnym) - i tak Flakosław wyruszył z nami w fascynującą podróż po stoiskach Czternastego Pikniku Naukowego, podczas której, ku wielkiej rozpaczy wszystkich tych, którzy Go znali i kochali, dane Mu było dokonać żywota. pocieszenia musimy szukać w fakcie, że zanim spotkał swe smutne przeznaczenie, zdążył doświadczyć wielu radości i przygód, a także nawiązać nić przyjaźni z licznymi osobami/rzeczami.
wspominając śmierć Flakosława, powróćmy jeszcze na moment do najpiękniejszych chwilach Jego życia, które uchwycono na poniższych zdjęciach.
Flakosław wśród krewnych
ze swoją pierwszą miłością
oddając się swojemu hobby - sportom wodnym
przy pracy naukowej
we własnym mikro-świecie
w trakcie zawierania nowych znajomości
w paszczy dinozaura
po śmierci. jak widać, Flakosław zginął tak jak żył - z uśmiechem na twarzy (choć nie mamy pewności czy w tym wypadku uśmiech nie jest po prostu efektem stężenia pośmiertnego).
piątek, 18 czerwca 2010
sziszpotwór
(czyli dalsze akty wandalizmu w wykonaniu Potwora)
chociaż poegzaminacyjna impreza przy sziszy wcale nie miała być monster-themed ani unicorn-themed (wie ktoś jak to ładnie i zwięźle powiedzieć w języku ojczystym?), koniec końców jednak była. w pewnej warszawskiej knajpie na ścianach przybyło parę napisów, a nasi nowi znajomi z Ameryki, którzy siedzieli przy stoliku obok, zapytali, czy narysuję im potwora. no ba!
ręka Martina (z Minnesoty, jak się potem dowiedzieliśmy), który zapragnął posiadać Potwora na własność. Potwór podbija Minnesotę!
cycki
cycki2
(hm hm... jak tak teraz patrzę na te zdjęcia, to dochodzę do wniosku, że głównym motywem imprezy wcale nie były potwory ani jednorożce. głównym motywem imprezy były cycki.)
czwartek, 17 czerwca 2010
w pewnym sensie o pracy
'comically enough, Lowell's then girlfriend was a whiz at arithmetics, but otherwise a nitwit. you could ask her, "what is 5,111 times 10,022 divided by 97?" Claudia would reply, "that's 528,066.4. so what? so what?"
so what indeed! the lesson i myself learned over and over again when teaching at the college and then the prison was the uselessness of information to most people, except as entertainment. if facts weren't funny or scary, or couldn't make you rich, the heck with them.'
K. Vonnegut 'Hocus Pocus'
przyda się w przyszłym życiu zawodowym. (absolutorium już mam, od poniedziałku.) książka fantastyczna, tak swoją drogą.
wtorek, 15 czerwca 2010
matematycy w skwarze
równowaga w przyrodzie musi być, więc na tegorocznym Pikniku Naukowym z nieba nie lała się woda, a żar. stoisk i atrakcji od diabła, ale i tak najbardziej oblegane były panie rozdzjące darmowe puszki coca-coli i namiot Miasta Stołecznego Warszawy, bo tam z kolei dostawało się soczki jabłkowe z wizerunkiem Chopina na opakowaniu (takoż bezpłatne). a poza tym... klocki lego, roboty, zlewki, probówki, ulotki, masa głupich zdjęć i stoisko Focusa, na którym rozdawali numery specjalne poświęcone między innymi życiu seksualnemu dinozaurów (długo nie mogłyśmy tego stoiska znaleźć, ale koniec końców się udało i teraz jestem dumną posiadaczką Focusa z grafikami przedstawiającymi uprawiające seks dinozaury. zdecydowanie, warto było!). Centrum Nauki Kopernik z kolei raczyło zwiedzających ciasteczkami z wróżbą bez wróżby, a za to z ciekawostkami z różnych dziedzin nauki. i jak tu nie wierzyć w jakieś siły wyższe rządzące światem, skoro mnie trafiła się akurat informacja o kałamarnicy? o, cytuję: 'w 1993 roku może wyrzuciło na brzeg w Nowej Funlandii olbrzymią, 22-metrową kałamarnicę.' to 'może' to oryginalna pisownia jest.
Piknik Naukowy to też jedna z nielicznych (tak sądzę) okazji do znalezienia trupa w piaskownicy.
styropian disapproves. zdjęcie przedstawia znaki z alfabetu bodajże starożytnych Inków, niemniej...
ta kawa nazywa się 'Oro' - czyli (Po)twór z Szafy przedstawia hermetyczny żart zrozumiały jedynie dla fanów (a w każdym razie czytelników) legendarnego grafomana polskiej fantastyki.
ośmiornica być musi - ta akurat jest ze stoiska czegoś tam związanego z chemią, miała uczyć o tym, że 'O' to symbol tlenu.
nowe znajomości (a raczej odnawianie starych znajomości)
dziewczynka, która miała koszulkę z allozaurem.
z sercem na dłoni (fragment większej sesji fotograficznej, w skład której weszły też zdjęcia takie jak 'z wątrobą na dłoni' i 'z nerką na dłoni')
reklama Potwora na specjalnej Ścianie Do Bazgrania
dinozarł
'niech pani weźmie, może kiedyś pani coś wynajdzie.' - powiedziała pani ze stoiska urzędu patentowego bodajże, wręczając mi tę książkę.
robotyczna ryba
jeżeli coś się rusza, a do tego jeszcze jest oślizgłe, to niechybny znak, że jest interesujące i koniecznie trzeba to wziąć do ręki. niestety, pijawki były tylko martwe, zatopione w spirytusie.
określamy siebie.
palce (swojego, niestety, nie odlałam. zabrakło czasu.)