maj się kończy, a mi nie udało się jeszcze napisać niczego o Budapeszcie, który zwiedzaliśmy w długi weekend majowy. na zdjęcia z Budapesztu ciągle czekam i dlatego wstrzymywałam się też ze zdjęciami z Kielc (Kielców/Kielec), gdzie wpadłam bezpośrednio po Budapeszcie, żeby zaliczyć grilla w ulewie, serię głupich zdjęć i poturbowanie przez Najgłupszego Psa Świata (który zaistniał już kiedyś na tym blogu). koniec końców stwierdzam, że niechronologicznie też może być i, zanim się wezmę za Budapeszt, pokazuję Kielce.
znalezisko z kieleckiego sklepu. byłam nawet bliska zakupu, ale ostatecznie powstrzymał mnie przed nim kompletny brak pomysłu jak wytłumaczyć pani ekspedientce co ma mi podać (bo sklep samoobsługowy nie był). 'dzień dobry, poproszę skaczące cycki'?
Węgierski Dinozaur Laszlo (którego historię opowiem ze szczegółami kiedy będę już mieć wszystkie zdjęcia z Budapesztu) i Pierwszy Sekretarz, czyli piwo, które można kupić wyłącznie w Kieleckiej knajpie 'Komitet' (w smaku zupełnie zwykłe, ale nie o smak tu chodzi).
przypadkowo załapałam się na kawałek kieleckich obchodów trzeciomajowych. na zdjęciu panowie w 'prehistorycznych strojach,' jak to tłumaczył swojej wnuczce stojący obok mnie dziadek.
mięsny jeż i Laszlo (nie jestem fanką mięsnego jeża ani memów w ogóle, ale mięsny jeż był obecny na kieleckim grillu, a to już wypada udokumentować.)