poniedziałek, 15 listopada 2010

Wielki Wybuch u Kopernika

w sumie to było bez fajerwerków (w przenośni, choć dosłownie niemalże też, bo w czasie niedzielnego spektaklu, czyli tego, na którym byliśmy, przez większość czasu lał deszcz), ale cieszę się, że w ogóle się takie rzeczy organizuje - i że otworzyli w końcu Kopernika, chociaż ilość chętnych do zwiedzania w pierwszy weekend uniemożliwiła nam wejście do środka. geneneralnie pomysł na spektakl dobry, gorzej z jego realizacją, ale tak czy inaczej warto było, bo w końcu codziennie się takie rzeczy nie dzieją.

ach, mowa oczywiście o tej imprezie.

specjalnie pojawiliśmy się na miejscu na kilka godzin przed spektaklem, żeby załapać się jeszcze na darmowe wejściówki do samego Centrum Nauki - niestety, biorąc pod uwagę tłumy pod wejściem, załapanie się, jak już wspomniałam, było niemożliwą niemożliwością.

koniec kolejki do wejścia wymuszony przez pracowników centrum, ku wielu protestom i narzekaniom. (a była godzina... 15? zamykali o 19.)

co ciekawsze Syrenki i Chopiny kolorowane na stoisku Muzeum Chopina, które postanowiło się przy okazji zareklamować i cieszyło się sporym zainteresowaniem, w głównej mierze dlatego, że znajdowało się w namiocie, więc zainteresowanym nie padało na głowy. kolorowanki były co prawda przeznaczone dla dzieci, ale jako, że średnia wieku dzieci, które się nimi zajęły, wynosiła coś koło dwudziestu lat, i ja stworzyłam własną Syrenkę, za którą dostałam nawet torbę gadżetów od Muzeum i Urzędu Miasta.

scena ze spektaklu. na zdjęciu nie widać praktycznie nic, jednak zamieszczam je dla zasady, dodając, że to i tak najlepsze zdjęcia ze spektaklu, jakie udało mi się zrobić.

jedni mają z Open'era, a inni z Kopernika.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

statystyka