poniedziałek, 22 lutego 2010

Wrocław po raz drugi

tym razem już nie w Ciemnym Fiolecie, za to z kwiatami we włosach - bo wybraliśmy się do wrocławskiego Capitolu na 'Hair'. poza tym, wśród ogólnego zabiegania, zajmowaliśmy się tropieniem krasnoludków (które znacznie się od maja rozmnożyły), fotografowaniem malunków na murach i poszukiwaniem rnic (które zresztą zakończyło się sukcesem, w ciągu trzech dni moja kolekcja zwiększyła się o cztery sztuki, czyli trzydzieści cztery macki - tych, którym nie zgadzają się rachunki informuję, że jedna z rnic jest dziesięciornicą). w tym ostatnim celu trafiliśmy nawet do słynnego wrocławskiego zoo, w którym rnic już niestety nie znaleźliśmy - spotkaliśmy za to sforę mitologicznych stworzeń i zostaliśmy wylizani przez Śmierdzącego Potwora (sądząc po wyglądzie, wyjętego z jakiegoś programu Jima Hensona), którego zapach towarzyszył nam jeszcze długo potem, mimo stosowania najróżniejszych środków higieny. cała zabawa zakończyła się anginą, która położyła nas do łóżek i trzyma w nich do tej pory, a wcześniej nieludzko męczyła w paskudnie zatłoczonym nocnym pociągu - ale nic darmo, jak mówią.

ogłoszenie, które powitało nas zaraz po przyjeździe do Wrocławia (napis głosi 'miłego dnia,' gdyby ktoś nie mógł się doczytać)

bo McDonald's jest już passe. przynajmniej we Wrocławiu.

to (chyba) nie jest plik gejowskich magazynów, to stojak z prasą we wrocławskiej Pizzy Hut.

radosne zabawy w Smyku

Poczta Wrocławska

mama i ja (i ja)

warszawski krasnoludek

z patronem mojego liceum

pod pręgierzem

dzikie (i agresywne) zwierzęta miejskie

krasnoludzkie kobiety jednak nie mają bród. przynajmniej te wrocławskie.

znalezisko z wrocławskiego sklepu 'wszystko za pięć złotych'

na murze

rzeźnik Słoneczne Studio

błądy z wrocławskiego zoo

pogłaskałam Szatana.

czekając na pociąg w Empik Cafe. ta widoczna na zdjęciu to zresztą nie jedyna kiepska literatura, jaka towarzyszyła nam podczas wyjazdu. we Wrocławiu udało nam się zdobyć kolejnego Snerga do kolekcji.

niedziela, 7 lutego 2010

fonetyka

'the concept of complementary distribution is illustrated by Clark Kent and Superman, who represent in different form only one person. when Clark Kent is present, Superman is not; when Superman is present, Clark Kent is not. Clark Kent and Superman are therefore in complementary distribution, just as [i] and [î] are in complementary distribution. of course there is a difference between their 'distribution' and the two allophones of the phoneme /i/ since Kent and Superman can occur in the same environment (for example, talking to Lois Lane) whereas [i] and [î] never occur in the same environment or under the same conditions.'
V. Fromkin & R. Rodman 'An Introduction to Language'

nie znoszę fonetyki i nie przepadam za Supermanem, jednak już sam fakt, że zdarzają się podręczniki akademickie napisane w taki sposób sprawia, że fonetyka której nie znoszę robi się odrobinę bardziej znośna.

p.s. dies irae.

p.p.s. względnie nowe odkrycie z Cartoon Network.

piątek, 5 lutego 2010

notka do cna homoseksualna

i'm fucking a unicorn!

'when the Scarecrow found himself among his friends again he was so happy that he hugged them all, even the Lion and Toto; and as they walked along he sang 'tol-de-ri-de-oh!' at every step, he felt so gay.'
L.F. Baum, 'The Wondreful Wizard of Oz'

mam całkowitą świadomość faktu, że zwracanie uwagi na tego typu rzeczy (a już szczególnie zwracanie uwagi na tego typu rzeczy w klasyce literatury dziecięcej) świadczy tylko o moim prymitywnym poczuciu humoru. niech pierwszy kamieniem rzuci ten, kogo powyższy fragment wcale rozbawił.

p.s. Cthulhu perfumy.

statystyka