niedziela, 24 czerwca 2012

zakupy, transport i inne przyziemne rzeczy (w Budapeszcie)

o Budapeszcie turystycznym już było, teraz pora na Budapeszt codzienny - czyli metro, sklepy i mamuty (czemu mamuty to jeszcze wyjaśnię).

w metrze. pociągi mają takie, jak te stare u nas, z tym, że mocno przerdzewiałe i ogólnie rozlatujące się. (mamy więc lepsze metro niż Węgrzy, jeżeli tylko pominąć fakt, że jest go u nas jakieś cztery razy mniej.)

takiedługieschody ('no jak już tak jedziemy i jedziemy to może się ładnie ustawimy do zdjęcia?')

peronowe krzesełka dla socjopatów.

pomnik gołego faceta z psem (i z Igorem) na stacji Kossutha. z uwagi na nazwę stacji z początku myśleliśmy, że goły facet to Kossuth, ale Michał, który chodził do liceum imienia Kossutha, wyprowadził nas z błędu.

macki na jakimś plakacie w metrze

patent na grilla, bodajże gdzieś na Wyspie świętej Małgorzaty

polski akcent w jednym z barów na Wyspie

zdjęcie pozostawione bez żadnego komentarza.

na koniec obiecane mamuty: otóż w Budapeszcie jest centrum handlowe. centrum handlowe samo w sobie w sumie nie jest ani zaskoczeniem, ani atrakcją, ale to konkretne centrum handlowe nazywa się Mamut i ma mamuty. figury mamutów. skamieniałe kawałki mamutów. pluszowe mamuty. grafiki mamutów. i w ogóle, mamuty. mamuty to nie ośmiornice ani nawet nie dinozaury, no ale jednak.

to ostatnie to już nie mamuty, ale za to ciekawa dekoracja centrohandlowego sufitu.

steampunkowe Androidy w ciąży z kwiatami (?!) na wystawie jakiegoś sklepu

piwo znalezione w supermarkecie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

statystyka