piątek, 29 czerwca 2012

Piknik Naukowy i Targi Książki...

...czyli ciąg dalszy zaległości iwentowych, bo mam kilka fajnych zdjęć do pokazania.

na Pikniku było w tym roku jakoś tak mniej niż średnio (chociaż to może być kwestia mojej zmniejszającej się z roku na rok tolerancji na tłumy), a na Targach nawet tak naprawdę nie byliśmy, po prostu obeszliśmy kilka stoisk na zewnątrz. no, ale znalazły się dwie ośmiornice, Nieczynny Wulkan i Darmowe Nożyczki, więc nie było tak zupełnie źle.

zwłoki na Pikniku

UKSW reklamowało się robakami.

piknikowe macki. pierwszy zestaw macek to bodajże maskotka jakiegoś koła archeologów (i nawet ma imię, którego niestety nie pamiętam, chociaż zostaliśmy sobie przedstawieni).

roboty i inne Fajne Rzeczy

Nieczynny Wulkan

Darmowe Nożyczki - leżały gdzieś na chodniku, zupełnie bezpańskie. chcieliśmy je wykorzystać do straszenia tłumu, który z założenia miał się w efekcie trochę od nas odsunąć, ale niestety, okazało się, że tłum nie boi się Nożyczek.

a to już Targi - ewidentnie nie trzeba umieć pisać żeby sprzedawać książki.

ostrożności nigdy za wiele.

p.s. a po iwentach odpoczynek w pubie. odpoczywając stworzyliśmy dzieło sztuki:

czwartek, 28 czerwca 2012

węgierski dinozaur Laszlo

już wspominałam o Laszlo i obiecałam później wziąć się za opisanie całej jego (bogato ilustrowanej) historii - teraz jest to później.

Laszlo pochodzi z Chin (jak większość gumowych dinozaurów), ale znaczną część swojego życia spędził w Budapeszcie, gdzie też go poznaliśmy. czuje się prawdziwym Węgrem, piekielnie ostry gulasz zagryza jeszcze ostrzejszą papryką i popija hektolitrami tokaju. w którymś momencie naszych podróży po prostu dołączył do nas, a potem razem z nami przyjechał do Polski. obecnie mieszka w Warszawie, u Tadeusza. pasjonuje się podróżami i fotografią, ma ambicje zwiedzić kiedyś cały świat i zrobić sobie zdjęcia pod wszystkimi najważniejszymi zabytkami.

Laszlo tuli ośmiornicę (która też dołączyła do nas w Budapeszcie).

szykujemy się do wyjścia na miasto.

Laszlo przy obiedzie

w pociągu do Aquincum, Laszlo krzyczy na Igora.

wśród rzymskich ruin w Aquincum

przekąska (bo żaden t-rex nie naje się przecież jednym kotem)

w środowisku naturalnym

w drodze na Wyspę świętej Małgorzaty

radość z pobytu na Wyspie i kąpieli w Dunaju

po kąpieli

krótki odpoczynek przy piwie i węgierskich plackach

...a po piwie chwilowy spadek formy (może i t-rex nie jest w stanie najeść się jednym kotem, ale jedno piwo w zupełności mu do szczęścia wystarcza).

w międzyczasie Laszlo odkrył przy nas swoją kobiecą stronę...

...i zdobywał szczyty. różne szczyty.

Laszlo, król nocnego Budapesztu

a to już w Wyszegradzie - Laszlo podziwia widoki z zamkowego wzgórza.

na zamku dołączył do wieczerzy, na której pożarł księcia i dwóch paziów - szczęśliwie chyba nikt nic nie zauważył.

w Estragom, modlimy się w bodajże największym kościele Europy.

w podziemiach kościoła Laszlo odnalazł grób przodka

Laszlo obok kościoła (dobrze tu widać wymiary Laszlo, który na innych zdjęciach wygląda na jakiegoś takiego jakby mniejszego niż w rzeczywistości).

w Estragom niestety zapsuł nam się autokar i Laszlo z początku dzielnie próbował go naprawić, ale potem okazało się, że przekracza to jego umiejętności techniczne i trzeba było wezwać profesjonalną pomoc. korzystając z nieplanowanego przedłużenia postoju, poszliśmy na piwo.

Laszlo i góra forintów, za którą postawił nam piwo.

co by tu zamówić?

(swoją drogą to mogę się założyć, że w Estragom jeszcze przez długi czas będą opowiadać legendy o grupie młodych ludzi, którzy pojawili się znikąd w zaspanym miasteczku, a do tego mieli ze sobą dinozaura i mówili w niezrozumiałym dla nikogo języku.)

już w drodze do Polski (bo autokar dało radę koniec końców naprawić) - Laszlo umila sobie podróż czytając 'Eden' Lema.

p.s. a to świnie z Warszawskiego Zoo:

totalnie niewęgierskie, ale takie fajne, że musiałam je tu wrzucić.

wtorek, 26 czerwca 2012

Sentendre

poza Budapesztem widzieliśmy na Węgrzech jeszcze trzy miejscowości: Wyszegrad, Estragom i Sentendre. w Wyszegradzie jest duży zamek, w Estragom duży kościół, a Sentendre to jeden wielki bazar z mniej lub bardziej kiczowatymi pamiątkami.

ciekawy szyld jednego ze sklepów

ciuchy też mieli. i przerażające manekiny.

pamiątki zrobione z... grzyba (przypuszczamy, że z huby). jakieś lokalne rękodzieło czy co tam.

zdecydowanie najlepsza pamiątka z Budapesztu (do kupienia w Sentendre).

sklep bożonarodzeniowy, czynny cały rok

knajpa z Dalim

dekoracja koło chyba jedynej w Sentendre toalety publicznej (za to połączonej z muzeum nocników)

pocztówka nabyta na jednym ze straganów. czyżby węgierska wersja biblijnej bestii?

p.s. to zdjęcie poniżej to już nie Sentendre, tylko Wyszegrad - niemniej wypchane bażanty prześladują.

poniedziałek, 25 czerwca 2012

budapeszteński streetart

zgodnie z obietnicą będzie trochę o budapeszteńskim streetarcie, którego, jak na ten nasz kilkudniowy pobyt, udało się nafotografować całkiem sporo - szczególnie na Placu Moskiewskim.

na wspomnianym Placu Moskiewskim (a w zasadzie Jużniemoskiewskim, bo ten plac przemianowali - teraz nazywa się tak bardzo po węgiersku, że nie jestem w stanie tej nazwy wymówić, zapamiętać tym bardziej.)

w okolicach zamku

mój ulubiony Pan Hydrant spod Baszty Rybackiej

fantastyczne (i niestety kiepsko widoczne, bo nie dało rady podejść bliżej) rzeźby z desek, znalezione koło wesołego miasteczka

na murze opuszczonej fabryki gdzieś między centrum a Aquincum.

p.s więcej o Budapeszcie było tu i tu.

statystyka